ks. prof. dr hab. Piotr Morciniec

UO

 

Czy medycyna alternatywna to „działanie szatana”?

Problem praktycznej aplikacji egzorcyzmów[1]

Fenomen narastającego lawinowo „popytu” na egzorcyzmu, każe poszukiwać źródeł czy czynników, które mogą mieć na to znaczący wpływ. W literaturze nie jest odosobniona teza, że jednym z możliwych mechanizmów zwiększających zagrożenie duchowe może być wręcz inwazyjny rozwój magii, wróżbiarstwa i – nie na ostatnim miejscu – dynamiczny rozwój różnych praktyk medycyny alternatywnej. W związku z powyższym warto, jak się wydaje, przybliżyć samo zjawisko, a następnie poszukać – jeśli istnieją – elementów stycznych niekonwencjonalnych praktyk leczniczych i zadania określonego biblijnie nakazem „wypędzajcie złe duchy”. Nie ulega wątpliwości, że dla precyzyjnego rozstrzygnięcia kwestii tytułowej warto by wprowadzić podstawowe rozróżnienia, jak choćby „opętanie” czy „zniewolenie”, zakładam jednak, że zadbają o to kolejni Referenci, specjaliści w tej dziedzinie.

Punkt wyjścia stanowi zmierzenie się z niełatwym zadaniem dookreślenia, czym jest, a czym nie jest „medycyna alternatywna” w sensie rozumienia medycznego. Chodzi przy tym zarówno o precyzacje pojęciowe, jak i o zakres merytoryczny tego wieloskładnikowego tworu. Konieczne jest także zapytanie o jej pochodzenie i wskazanie elementów składowych zjawiska. Kolejny etap wyznacza pytanie o mechanizm terapeutyczny obecny w działaniach niekonwencjonalnych, który prowadzi do kwestii zasadniczej, mianowicie do sugerowanych wielokrotnie związków medycyny alternatywnej z magią, okultyzmem i nieczystymi siłami. Bez wątpienia, podejmowane w ramach medycyny alternatywnej działania są nierzadko kontrowersyjne, wątpliwe, a czasem nawet nieracjonalne. Jeśli dodać do tego, że nieraz obserwuje się poprawę stanu pacjenta pod wpływem takich działań, a równocześnie nie widać siły sprawczej zmian, to wniosek o ingerencji „sił nieczystych” nasuwa się z nieodpartą siłą. Chyba że poprzestaniemy, jak to dość jednogłośnie czynią raporty medyczne, na tezie o działaniu wyłącznie efektu placebo w ramach oddziaływania praktyk niekonwencjonalnych, o czym poniżej. Z równym przekonaniem można jednak także opowiedzieć się za stanowiskiem, które hasłowo sformułowała w rozmowie jedna z osób, które doświadczyły szkodliwych konsekwencji angażowania się w praktyki medycyny alternatywnej: „Co to dla szatana uleczyć ciało, nieraz się tym więc posługuje, bo jego interesuje dusza człowieka”. W efekcie mimo iż obserwuje się poprawę stanu zdrowia fizycznego, to „uzdrawianie” prowadzi do choroby ducha, którą wręcz intuicyjnie chciałoby się nazwać zniewoleniem. Ostatnim elementem przedłożenia będzie skonfrontowanie niekonwencjonalnych praktyk leczniczych z nauczaniem Kościoła.

  1. 1.Fenomen „medycyny alternatywnej”

Samo używanie terminu „medycyna” zdaje się sugerować, że w przypadku analizowanych metod mamy do czynienia z terminologicznie „alternatywnymi” lub „niekonwencjonalnymi” metodami prewencji i terapii medycznej. Czy jest to teza poprawna, spróbujemy odpowiedzieć poniżej, na razie zidentyfikujmy, co kryje się pod tym – wyraźnie szeroko skalibrowanym – terminem technicznym oraz jakie są jego składowe. Zakres fenomenu sprawia także, że opinie i argumenty zwolenników oraz adwersarzy „metod alternatywnych” zawsze w jakieś mierze się potwierdzają, trudno jednak całościowo objąć rzeczywistość określaną tym mianem.

W języku angielskim w odniesieniu do tej gałęzi działań terapeutycznych stosuje się określenie: Traditional Medicine/Complementary and Alternative Medicine, w skrócie: TM/CAM. Pierwszy człon odnosi się do wielkich medycyn narodowych, m.in. chińskiej, indiańskiej i hinduskiej. Drugi człon dotyczy stosowania pozaakademickich praktyk medycznych w krajach rozwiniętych, gdzie uzupełniają one lub zastępują leczenie akademickie[2]. Istnieją trudności ze sformułowaniem jednoznacznej definicji „medycyny alternatywnej”, spowodowane znaczną liczbą rozmaitych metod, posiadających czasem cechy sprzeczne i odmienne sposoby podejścia. Jedne działania, korzystające z tysiącletnich doświadczeń, mają ustalone reguły postępowania, są nauczane jawnie, stosowane szeroko i systematycznie. Inne są głęboko utajnione, mistyczne, przekazywane jako wiedza tajemna, i choć doceniają one procesy fizyczne, uznają także działanie sił nadnaturalnych.

„Medycynę alternatywną” w całej jej złożoności próbuje się określić przy pomocy definicji opisowej: „TM/CAM zawiera różnorodne praktyki lecznicze, podejścia, wiedze i przekonania obejmujące leki oparte na roślinach, zwierzętach i/lub minerałach, terapie duchowe, techniki manualne, ćwiczenia fizyczne. Te metody są stosowane dla podtrzymania dobrego samopoczucia, leczenia, diagnozowania lub zapobiegania chorobom”[3]. Ta niejednoznaczność merytoryczna (zakresowa) sprawia, że także na poziomie największych autorytetów zdania fachowców są podzielone. Szczególnie zaskakiwać może wyraźne poparcie dla TM/CAM ze strony Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), skutkujące nawet skodyfikowanymi wytycznymi dotyczącymi promowania i integrowania metod „medycyny alternatywnej” z medycyną konwencjonalną[4].

Zdaniem WHO, tradycyjna wiedza medyczna jest własnością narodów, z których się wywodzi, i powinna być w pełni szanowana. Najczęściej podnoszonym argumentem za akceptacją „medycyny alternatywnej” jest przytaczanie danych statystycznych, w świetle których ponad 60 % mieszkańców ziemi chce, a niejednokrotnie musi traktować te metody jako zasadniczy sposób leczenia i ochrony zdrowia. Takie podejście stosuje się także w przywołanym już dokumencie WHO[5], przytaczając procentowe dane dotyczące masowego stosowania ziołolecznictwa, akupunktury, homeopatii, medycyny chińskiej i innych. Nie bez znaczenia są także oszałamiające swoimi rozmiarami zyski[6], które czerpane są przez „medycynę alternatywną” in genere. Potęgowane są one przez stosunkowo niskie koszty tych świadczeń i małe objawy uboczne (dodajmy: przynajmniej na poziomie zdrowia fizycznego). Biorąc wszystkie te czynniki pod uwagę, wielkie amerykańskie ubezpieczalnie akceptują stosowanie „metod alternatywnych” i refundują ich aplikowanie. Powyższe zjawiska i tendencje nie ułatwiają wyważonej analizy i oceny badanego fenomenu, rozwijającego się lawinowo od XX wieku. Pozytywnego tenoru ekspertyz WHO nie psuje także – wspominane raczej marginalnie – słabe udokumentowanie skuteczności metod czy efekt placebo potwierdzony przy stosowaniu niektórych przynajmniej terapii alternatywnych, a także fakt, że często „lekarzami” nazywa się osoby nie posiadające wiedzy medycznej, a wykształceni uzdrowiciele przeważnie uzyskują status „lekarzy”. Proponowane środki zaradcze, jak licencjonowanie uzdrowicieli, tworzenie szkół przygotowujących do zawodu terapeuty „medycyny alternatywnej”, a z drugiej strony kampania edukacyjna w społeczeństwie, jedynie potwierdzają rosnące zagrożenie ze strony „medycyny niekonwencjonalnej”, niekoniecznie zapobiegając negatywnym konsekwencjom jej lawinowego rozwoju.

  1. 2.Elementy składowe medycyny niekonwencjonalnej

 

Pojęcie „medycyna alternatywna” obejmuje szeroki wachlarz praktyk, począwszy od leczenia akceptowanego i stosowanego we współczesnej medycynie akademickiej, po „terapie” odrzucane jako szarlataństwo czy znachorstwo. Szukając klucza porządkującego składowe “medycyny niekonwencjonalnej”, natrafia się na dość istotną trudność w postaci braku jednorodnej klasyfikacji zjawiska. Pozostaje więc oprzeć się na wybranej propozycji, w oparciu o którą zaprezentować można złożoność fenomenu. W roku 1992 grupa wiodących, amerykańskich praktyków TM/CAM przygotowała raport dla Narodowych Instytutów Zdrowia[7], klasyfikując swoją aktywność w siedmiu głównych kategoriach:

  1. 1.ingerencje na poziomie umysł (mózg) – ciało, czyli m.in. psychoterapia, grupy wsparcia, medytacja, sugestia, hipnoza, joga, terapia przez taniec, muzykę, sztukę, modlitwę;
  2. 2.bioelektromagnetyczne aplikacje w medycynie – gdzie należą m.in. stosowanie nietermicznych, niejonizowanych pól elektromagnetycznych w leczeniu złamań, stymulacji układu nerwowego, leczeniu ran i zwyrodnienia stawów, elektroakupunktura, stymulacja układu odpornościowego i modulacje dokrewne;
  3. 3.alternatywne systemy praktyki medycznej – tj. opieka domowa, tradycyjna medycyna orientalna, akupunktura, ajurveda, homeopatia, medycyna poszerzona o antropozofię, naturopatia, medycyna środowiskowa, medycyna rdzennych Amerykanów (Indian?), praktyki pochodzące z Ameryki Łacińskiej oraz innych społeczności (other community-based healing systems);
  4. 4.metody leczenia przez dotyk („ręce, które leczą”), czyli: medycyna osteopatyczna, kręgarstwo, masaż i terapie biopolem;
  5. 5.leczenie farmakologiczne i biologiczne, do którego należą: antyneoplastony, produkty z chrząstki rekina, chelatacja EDTA, terapia immunoaugmentatywna i inne;
  6. 6.ziołolecznictwo, w skład którego wchodzą: europejska fitomedycyna, chińskie środki ziołowe, ajurvedyczna medycyna ziołowa, zielarstwo rdzennych Amerykanów i inne;
  7. 7.dieta i odżywianie – witaminy i suplementy odżywcze, medycyna ortomolekularna (terapia megawitaminowa), dieta makrobiotyczna, wiele diet amerykańskich autorów, np. Gersona, Kelleya, Otnisha, Pritikina itd., leczenie alergii pokarmowej przez dietę, diety innych kultur.

Lista terapii nieklasycznych opracowana przez WHO jeszcze rozszerza zakres merytoryczny „medycyny alternatywnej”, dodając m.in.: kinezjologię stosowaną, fotografię Kiriliana, terapię wstrząsową, refleksologię, rolfing, terapię falą dźwiękową, radiestezję, radionikę, terapię piramidową, dianetykę i terapię kwiatową[8]. Jak widać, olbrzymia liczba praktyk należy do badanego zbiorczego terminu i – na dobrą sprawę – każda z nich powinna by zostać oceniona osobno. Zadanie takie jest niewykonalne w ramach jednego przedłożenia, stąd spróbuję spojrzeć na zjawisko globalnie, świadomie generalizując.

 

  1. 3.Czy jest to alternatywna medycyna?

 

Lawrence J. Schneiderman[9] z pozycji medycyny starał się przeanalizować zasadność mówienia o „terapiach niekonwencjonalnych” jako o „medycynie” właśnie. Rozstrzygnięcie kwestii terapeutycznych związanych z TM/CAM jest o tyle istotne, że nie brakuje autorytetów medycznych, które twierdzą, iż przecenia się skuteczność leczenia alternatywnego. Wydaje się, że skoro rośnie akceptacja dla „medycyny alternatywnej”, to oznacza ona pewien sceptycyzm społeczeństwa względem nowoczesnych terapii medycznych i ich poważnych nieraz skutków ubocznych, a także względem samej medycyny akademickiej i jej ograniczonych możliwości, pozostających w sprzeczności z butnymi nieraz obietnicami „wyleczenia prawie każdego schorzenia”. Jeżeli dodać do tego fakt, że wykształcenie terapeutów/uzdrowicieli „medycyny niekonwencjonalnej” ogranicza się często do szkoleń – bez podstawowej wiedzy medycznej, a nawet z założenia ich ona nie interesuje, oraz że nie brakuje wśród nich absolwentów wyłącznie szkół Dalekiego Wschodu[10], to sugerowanie, iż mamy do czynienia z „medycyną alternatywną” wydaje się czystą prowokacją.

Pierwszy zarzut względem adwersarzy medycyny akademickiej dotyczy faktu, że w badaniach potwierdzających skuteczność terapeutyczną metod „medycyny alternatywnej” brak jest przestrzegania powszechnie akceptowanych pryncypiów metodologicznych[11], a ta – zamierzona, jak się wydaje – niedokładność badań ma służyć utrwalaniu przekonania o wyjątkowej skuteczności badanych metod. Po drugie, przegląd badań empirycznych dotyczących najbardziej znanych metod TM/CAM (homeopatii, naturopatii i akupunktury) nie przynosi żadnych jednoznacznych dowodów skuteczności terapeutycznej tych działań[12]. Równie jednoznacznie negatywnie brzmią wnioski podsumowujące z raportu, w którym analizowano skutki lecznicze dotyku terapeutycznego[13].

Powyższą tezę potwierdzają m.in. wyniki badań zespołu, który w 2005 roku opublikował głośny raport na temat efektu placebo w homeopatii[14]. Warto krótko przytoczyć dane dotyczące tych badań, ponieważ – w przeciwieństwie do wielu raportów publikowanych przez samych zainteresowanych „medycyną niekonwencjonalną”, które obciążone są poważnymi brakami metodologicznymi – wspomniane badanie przeprowadzone zostało według konsekwentnych standardów metodologicznych. W badaniach porównywano wyniki terapeutyczne przedstawione w raportach w odniesieniu do homeopatii i – jako grupa kontrolna – medycyny konwencjonalnej. W tym celu przebadano 19 elektronicznych baz danych w okresie 1995-2003, publikujących badania w odniesieniu do stosowania homeopatii w różnych działach opieki zdrowotnej (od laryngologii, przez ginekologię, po neurologię). Ostatecznie zakwalifikowano do analiz 105 publikacji wyników dotyczących homeopatii i 110 – medycyny akademickiej. Przywołam jedynie interpretacyjny wniosek końcowy raportu: „ … nie było mocnych dowodów na wyraźną skuteczność środków homeopatycznych, ale (za to) silny dowód na wyraźną skuteczność leczenia konwencjonalnego. To odkrycie jest zgodne z poglądem, że skuteczność (efektywność) kliniczna homeopatii jest efektem placebo”[15]. Badacze wyjaśniają także, że mechanizm placebo uruchamia w tym przypadku silna relacja pacjenta z uzdrowicielem, bazująca na mocnej wierze obu partnerów w efektywność terapeutyczną metody[16]. Jeden z etyków dodaje, że prawdopodobnie w praktyce medycznej nie doceniamy także drugiego faktora, tj. trwającej od wieków fascynacji człowieka alchemią i „magicznym napojem”, który czyni cuda[17]. Wprowadzenie tego wątku pozwala przejść do kolejnego problemu, mianowicie do pytania o związki „medycyny alternatywnej” z tym, co tajemne, nieznane.

 

  1. 4.Okultyzm, czyli wiedza tajemna?

 

Zdaniem części przeciwników „medycyny alternatywnej”, tym, co skłania do odrzucenia wielu jej metod, jest nie tyle kwestia skuteczności, czy też jej braku w procesie leczenia, ile ich magiczne konotacje. Zwraca się uwagę na ezoteryczność[18], czyli odwołanie do wiedzy tajemnej, tego rodzaju metod leczenia, przejawiające się z jednej strony traktowaniem przez homeopatów leku jako fetysza czy talizmanu odsyłającego do siły wyższej, z drugiej zaś na odwołaniu się do medium spirytualistycznego w poszukiwaniu nowych leków. Literatura ezoteryczna potwierdza, że w pewnych formach „medycyny alternatywnej” nie są wykorzystywane siły naturalne, ale istoty duchowe. Poddając się takim terapiom, pacjent naraża się na ich działanie[19]. Nie rozwiązując od razu zasygnalizowanego problemu, można zauważyć, że zabiegi proponowane przez terapeutów uzdrowicieli i udzielane przez nich porady często wykraczają poza sferę fizjologii organizmu ludzkiego, a więc działania medycznego, a wkraczają na teren religii, obiecując „sukces” i „szczęście” swoim pacjentom, a przynajmniej harmonię z sobą samym. Przyjrzyjmy się więc problemowi płaszczyzn oddziaływania tych praktyk, skupiając się przez chwilę na homeopatii.

Faktem jest, że w wielu krajach na świecie homeopatia jest oficjalnie uznana przez rząd jako specjalizacja lub terapia medyczna. Są to zwł. kraje Ameryki Płd. i Środkowej, Azji Centralnej, a w Europie ok. 30.000 terapeutów, czyli ok. 3%, to homeopaci po specjalnych szkoleniach. Dla ilustracji zakresu zjawiska, w samych Indiach jest ponad 100.000 homeopatów, a prawny status homeopatii jest równorzędny z medycyną akademicką. Przynajmniej w Europie wielu homeopatów posiada homeopatyczne wykształcenie na poziomie „Europejskich Standardów Medycznego Szkolenia Homeopatycznego”, ustanowionych przez Europejski Komitet do Spraw Homeopatii, wielu „innych lekarzy proponuje swoim pacjentom leczenie homeopatyczne bez specjalnych szkoleń” (25-40% lekarzy ogólnych od czasu do czasu przepisuje leki homeopatyczne, a 6-8% praktykuje to regularnie). W niektórych krajach Europy (Francja, Niemcy, Hiszpania oraz Polska) szkolenia homeopatyczne są prowadzone na uniwersytetach. W Polsce – zgodnie z zaleceniami dla krajów członkowskich Unii Europejskiej – wszystkie leki homeopatyczne są dopuszczone do obrotu zgodnie z procedurami określonymi przez prawo farmaceutyczne[20]. Wydawałoby się więc, że zasygnalizowany w tytule jednostki problem nie istnieje.

Istotę dylematu, z którym mamy tu do czynienia, z właściwą sobie błyskotliwością, w odniesieniu do homeopatii ujął obecny w naszym gronie członek KNT PAN, o. prof. Jacek Salij OP: „Najwięcej rozterek budzi we mnie homeopatia. Znam bowiem dwóch poważnych lekarzy medycyny, którzy są gorliwymi katolikami i nie przeszkadza im to w zalecaniu swoim pacjentom leków homeopatycznych. Z drugiej strony nie sposób lekceważyć takich ostrzeżeń przed homeopatią, które podają poważne argumenty, że jej źródła są okultystyczne. W obliczu tych ostrzeżeń i argumentów postanowiłem nigdy z homeopatycznych leków nie korzystać. […] W takich sprawach wolę dmuchać na zimne”[21]. Na czym więc opierają się, albo do czego odwołują się zwolennicy tezy o magicznych lub okultystycznych korzeniach tej formy „medycyny niekonwencjonalnej”, skoro jest ona tak powszechnie stosowana?

Najpierw warto zauważyć, że propagatorzy „medycyny alternatywnej” świadomie stosują zabieg takiego rozszerzania jej zakresu definicyjnego, iż absurdem wydaje się odrzucenie niektórych z jej składników. Tak jest i z homeopatią, którą próbuje się zrównywać z leczeniem ziołami i roślinami. A homeopatia nie jest ziołolecznictwem – propagowanym przez wieki przez zakony – które polega na wykorzystaniu leczniczego działania niektórych surowców roślinnych i przygotowaniu z nich preparatów ziołowych. Istotą homeopatii jest stosowanie minimalnych dawek środków, które w większym stężeniu powodują objawy podobne do objawów danej choroby.

Samuel Hahnemann (1755-1843), twórca homeopatii (gr. homoion - podobny; pathia – cierpienie) sformułował w fundamentalnym dziele Organon der rationallen Heilkunst (1810) kilka zasad swojej terapii. Są to: zasada podobieństwa („podobne leczy się podobnym” – ta sama substancja, która wywołuje określoną chorobę, może także z niej wyleczyć); zasada rozcieńczania (maksymalne rozcieńczenie – im mniejsze stężenie, tym silniejszy lek[22]); zasada potencjalizacji (niezbędność wstrząsania roztworu na każdym etapie rozcieńczania). Taka technika podejścia do środka jest niezbędna, aby uwolnić „siłę witalną”, czyli niematerialną naturę substancji[23], czyli niewidzialną energię okultystyczną (łac. occultus – nieznany). „Wpływ okultyzmu, z natury swej ukryty, często pod przykrywką pseudonaukowej teorii, nie znika ani nie zostaje zneutralizowany przez fakt powierzchownego potraktowania, które zadowala się po prostu zanegowaniem istnienia takiego wpływu. […] Leczenie homeopatią jest więc owocem praktycznego przyjęcia filozofii i religii hinduizmu, panteistycznej i ezoterycznej”[24].

Prawdą jest, że „medycyna niekonwencjonalna” chlubi się tym, iż postrzega człowieka całościowo. Takie ujęcie „włącza do procesu leczenia nie tylko środki i zabiegi oddziałujące na organizm czy psychikę, lecz również na duchowość człowieka, proponując różnorakie działania religijne i parareligijne…”[25]. Istotne jest jednak, jak rozumie się człowieka i jaka religijność dochodzi w tym ujęciu do głosu. Nie potrzeba szczególnie wnikliwych poszukiwań, aby odkryć, że inspiracji do poszukiwań „alternatywnych terapii” dostarczył New Age. Odwołując się do podstawowej wiedzy na temat tego fenomenu, odnotowujemy, że „cechą charakterystyczną [Ruchu New Age – uzup. P.M.] jest częste podkreślanie ‘duchowości’ człowieka. Należy jednak zaznaczyć, że ‘duch’ jest tu jednak rozumiany naturalistycznie i materialnie. Można go zobaczyć, sfotografować, a nawet – naciskając odpowiednie punkty ciała (tzw. czakry) – wymasować. RNA wykazuje przeważnie (…) wrogą postawę wobec chrześcijaństwa i spokrewnionych, czyli opartych na kategorii Boga osobowego, religii”[26]. Podobnie zresztą odrzuca naukę nowożytną, kreując własne pseudonauki, np. astroekonomię, psychometrię, a nawet podobno – neuroteologię[27]. Wrogość wobec Boga wynika z programowego panteizmu tego światopoglądu, w myśl którego wszystko jest bogiem, także ludzkość ewoluuje w stronę „boskości”, a Bóg osobowy nie istnieje. W tym miejscu dochodzimy do istotnego przełomu w patrzeniu na „medycynę alternatywną”, jesteśmy bowiem konfrontowani z manipulacjami i/lub ingerencjami identyfikującymi się z siłami i przekonaniami nie tylko sprzecznymi z chrześcijaństwem, lecz ewidentnie paktującymi z siłami (istotami?) co najmniej niewiadomej proweniencji.

Nic więc dziwnego, że reakcje na łączenie technik terapeutycznych z elementami religijnymi pochodzącymi z różnych tradycji i kultur wzbudza sprzeczne reakcje. Inspirująco opisuje je Śliwiński: „Skrajne spośród nich wpisują wszelkie techniki terapeutyczne tzw. medycyny naturalnej lub większość z nich w obrzędy magiczne lub wprost satanistyczne. Niektórzy tolerują np. leczenie dotykiem, za działalność diaboliczną uznają zaś zaczerpnięte z egzotycznych kultur np. świecowanie uszu, masaż za pomocą dzwonków tybetańskich czy homeopatię. (…) Trzeba przyznać, że rzadko zdarzają się katolicy, którzy zalecają wszelkie terapie alternatywne, aczkolwiek nie brak w polskim Kościele także hierarchów[28] aktywnie propagujących niektóre spośród nich”[29]. Tę ostatnią postawę można, jak się wydaje, określić jako przynajmniej nieprzemyślaną, prowadzącą do zamętu wśród wiernych[30] i podważającą autorytet duszpasterzy oraz sprzeczną z roztropnością duszpasterską.

Bez wątpienia najgroźniejszą postacią korzystania przez chrześcijan z technik „medycyny niekonwencjonalnej” jest używanie tych, które niosą ze sobą obce elementy religijne, a nawet treści wrogie chrześcijańskiemu Credo. Wystarczy wspomnieć pewne formy „ponownych narodzin”, hipnoterapii czy metody wykorzystujące rzekome przekazywanie energii, jak właśnie reiki, praktyki szamanistyczne, leczenie tzw. energią kosmiczną. Takie postępowanie prowadzi bowiem do niebezpiecznego w swoich destrukcyjnych skutkach synkretyzmu.

Należy zgodzić się z tezą, że globalna ocena wszystkich praktyk „medycyny alternatywnej” jest zwyczajnie niemożliwa, gdyż każda powinna zostać potraktowana oddzielnie. Ponieważ jest to niewykonalne, przywołam jedynie kryteria najczęściej cytowane w tym kontekście (autorstwa Giuseppe Ferrari[31]) z wartościowym komentarzem, który stanowi pośrednią odpowiedź na tytułowe pytanie referatu, zwł. w ramach odpowiedzi dotyczącej p. 3. Otóż w konfrontacji z medycyną alterantywną warto sobie odpowiedzieć na trzy pytania:

  1. 1.Czy dana praktyka terapeutyczna opiera się na solidnej podstawie teoretycznej uznanej przez międzynarodowe środowiska naukowe?
  2. 2.Czy jej skuteczność terapeutyczna została potwierdzona i udowodniona empirycznie za pomocą rygorystycznie kontrolowanych eksperymentów klinicznych?
  3. 3.Czy wewnątrz jej podstaw teoretycznych można odnaleźć pojęcia metafizyczne zaczerpnięte z duchowości, ezoteryczne, okultystyczne lub magiczne?

I komentarz[32]: „Odpowiedź negatywna na pierwsze dwa pytania stawia osobę korzystającą z konkretnej terapii wobec ryzyka poniesienia szkody zarówno w aspekcie fizycznym, jak i psychicznym. Naturalnie ryzyko będzie bardzo różne. Może się ono łączyć nawet z zagrożeniem dla życia, gdy ktoś np. rezygnuje z klasycznej terapii onkologicznej na rzecz nowej, rzekomo cudownej, metody niekonwencjonalnej zwalczającej nowotwory. W przypadku braku potwierdzenia klinicznego można też stać się ofiarą zwykłego oszustwa — zapłacić za preparat czy usługę, które nie będą mieć żadnego waloru terapeutycznego albo będą polegać na efekcie placebo. Pozytywna odpowiedź na drugie pytanie, przy negatywnej na pierwsze, z pewnością ogranicza możliwe ryzyko, choć go nie eliminuje.

Negatywna odpowiedź na trzecie pytanie sprawia, że […] rozstrzygający będzie w takiej sytuacji sąd oparty nie na przesłankach religijnych, lecz jedynie na naukach empirycznych. Natomiast pozytywna odpowiedź na trzecie pytanie nierozdzielnie łączy się z negatywną odpowiedzią na pierwsze dwa. Technika terapeutyczna bowiem opierająca się na podstawach religijnych czy parareligijnych nie spełnia wymagań stawianych przez nauki empiryczne. Trzeba dodać, że korzystanie z takich technik, o których powszechnie wiadomo, że zawierają elementy religijne obce albo i wrogie chrześcijaństwu, może być wystawieniem na szwank własnej wiary” (sic!).

Wielu chrześcijan, którzy sami sięgają po ww. środki, uspokaja się, że współcześnie są one produkowane przemysłowo, więc zagrożenie zanika. W przypadku homeopatii podnosi się ponadto, że stężenie leków jest bardzo niskie (zasada rozcieńczania), więc nieszkodliwe. Na takie samouspokojenie odpowiada redakcja katolickiego czasopisma: „już samo przyjęcie i leczenie homeopatią jest owocem praktycznego uznania filozofii i religii hinduizmu. Kontakt z niematerialną istotą rzeczy, z niewidzialną siłą świata ezoterycznego działającego w leku, kala chrześcijanina. Tajemne, okultystyczne działanie w homeopatii przenosi się na osobę chorego, poddaje go (świadomego lub nie) działaniu złego ducha. Wielokrotnie rezultatem tego jest pewien związek z szatanem. Można zostać wyleczonym z choroby ciała, ale za to następuje w człowieku zachwianie równowagi psychicznej, a w życiu du­chowym regres”[33]. To ostrzeżenie zdaje się dość jednoznacznie potwierdzać przynajmniej istnienie możliwości czy zagrożenia „zaproszenia do swojego życia” istot czy sił duchowych związanych ze złem, albo precyzyjniej z „ojcem kłamstwa”, czyli z szatanem. Jeśli przeanalizować kolejne płaszczyzny manipulacji, na których działają praktyki medycyny alternatywnej, to trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z zafałszowaniem rzeczywistości, z kłamstwem egzystencjalnym, a to oznacza, iż nie można wykluczyć otwarcia się na oddziaływanie samego „ojca kłamstwa”. Na tej podstawie – teza minimalna – nie można przynajmniej jednoznacznie wykluczyć wpływu omawianych praktyk na nasilenie działania sił okultystycznych i, co za tym idzie, na rosnące zapotrzebowanie na uwalnianie zniewolonego człowieka mocą Chrystusa.

  1. 4.Co więc? Wiara zdesperowanych…

Człowieka od zawsze pociągała magia i mistycyzm, o czym wzmiankuje już np. Stary Testament, zaś zdesperowanych chorych – olej z węża i znachorstwo. Jest to ten wymiar ludzkiego dziedzictwa, które zawsze dochodzi do głosu, kiedy odkrywa się własną bezsilność i ograniczoność. Zwłaszcza w takich krańcowych i ekstremalnych sytuacjach osoba staje przed koniecznością wyboru jednej z dróg: albo rzetelne leczenia i głęboka wiara w działanie Boga, albo siły magiczne i szukanie innych uzdrowicieli, nierzadko z kręgu mocy i demonów. W tym kontekście jeden z autorów stwierdza trafnie: „Człowiek zdesperowany, szuka wszędzie ratunku, za wszelką cenę chce odzyskać zdrowie, wiele by oddał czy się zaprzedał, chwyta się tych ‘ludzkich’ sposobów, a kiedy to wszystko zawiedzie, ma pretensję do Boga, którego wcale o pomoc nie prosił, któremu nie zawierzył”[34]. W ten kontekst wpisuje się „medycyna alternatywna”, która obiecuje cudowne uzdrowienia, a z drugiej strony, podszywa się pod „medycynę”, aby uwiarygodnić swoje praktyki. Szczególnie wyraźnie widać w New Age, które deprecjonując medycynę akademicką, równocześnie samozwańczo promuje swoich uzdrowicieli na lekarzy – „fałszywych mesjaszów” z dyplomami naśladującymi lekarskie[35].

Nie ulega wątpliwości, że praktycy „medycyny niekonwencjonalnej” wypełniają głębokie ludzkie potrzeby, przede wszystkim odwołując się do indywidualności chorego, którą medycyna akademicka w wielu wypadkach zagubiła, ale jeżeli robią to na bazie wątpliwych teorii i niesprawdzonych lub szkodliwych „terapii”, ryzykują spowodowanie wielkich szkód u ufnych pacjentów (klientów). Zapytajmy więc o zasadność traktowania tych metod jako, kolokwialnie mówiąc, „ostatniej deski ratunku” przez chorych o schorzeniach nieuleczalnych i szczególnie obciążających.

Jedną z możliwych odpowiedzi znajdujemy na stronie o bioenergoterapii: „Pierwsze wrażenie jest takie, że rezultaty bioenergoterapii są bardzo dobre. Potrzeba dużo czasu, żeby zauważyć fakty, które pokazują, że następuje tylko zmiana objawów choroby, a nie ma uzdrowienia. Można powiedzieć, że jest przeniesienie symptomów choroby w inną część ciała. Np. z problemów zewnętrznych, czysto organicznych, w problemy głębsze, przejście od problemów somatycznych do psychologicznych: złego samopoczucia, niepokoju, kłopotów, depresji, bezsenności. A potem następuje przejście symptomów do sfery duchowej, a więc problemy z modlitwą, złe samopoczucie w czasie Mszy świętej, drażliwość, nerwowość na modlitwie, aż do bluźnierstwa”[36]. Mam więc kolejne potwierdzenie narażania się na działanie sił zła. Wartościowanie takiego kroku, nawet w sytuacji poważnego zagrożenia zdrowia/życia, jest jednoznaczne: jedynie gdyby dobry cel uświęcał złe środki, można by taki scenariusz dopuścić. W sytuacji odrzucenia takiej doktryny, jest to niedopuszczalne igranie z własnym zbawieniem, nieodpowiedzialne narażanie się na wpływy osobowego zła.

Inne podejście do kwestii desperacji chorych prezentuje prof. zw. dr hab. med. Andrzej Gregosiewicz[37], który już w tytule artykułu składa jednoznaczną deklarację w odniesieniu do homeopatii, a wydaje się, że można ją rozszerzyć i na niejedno inne „działanie niekonwencjonalne” – to „kpina z medycyny”. Ponieważ jest to mocna teza, przytoczę argumentację jej autora: „Technologia produkcji leków homeopatycznych polega na wielokrotnym rozcieńczaniu różnych substancji wybranych przy pomocy klucza okultystyczno-astrologicznego. Rodzaj substancji nie ma żadnego znaczenia, gdyż w ostatecznym rozcieńczeniu zazwyczaj nie ma już po niej śladu”, co czym wspomniałem już wyżej. „Objawienie – tylko tak można nazwać początki homeopatii. Nie jest to bowiem medycyna znana w czasach starożytnych, […], ani ‘medycyna naturalna’ gromadząca przez wieki różne zabobony, lecz ‘cud-medycyna’ nie potrzebująca przyczyny dla wywołania skutku”. Brak przyczyny polega na tym, że w maksymalnie rozcieńczonym „leku” fizycznie nie istnieje „substancja lecząca” (czysty rozpuszczalnik)[38].

Kolejny krok w argumentacji ujawnia grozę poczynań tej „medycyny”: „żaden zdrowy na umyśle lekarz nie rozpocznie leczenia chorego bez dokładnego przestudiowania historii jego dolegliwości i określenia możliwych reakcji na zastosowane leki. Fakt, że należy wykonać odpowiednie badania i dostosować postępowanie do aktualnego stanu chorego i jego warunków środowiskowych nie wymaga przypominania. Tego uczą na studiach medycznych. A oto co uroiło się w głowach homeopatów: nie ma potrzeby poszukiwać konkretnej choroby czy dysfunkcji organu. Należy jedynie znaleźć ‘lekarstwo’, które wywołuje objawy podobne do chorobowych. Po odpowiednim rozcieńczeniu ma ono mieć skutek terapeutyczny”[39].

Pomijając zagrożenie dla zdrowia chorego przecież człowieka, można już na tym etapie zrozumieć tenor wypowiedzi profesora, od którego rozpoczyna on cytowany tekst: „’Nic’. ‘Zero’. ‘Ujemna próżnia’. Oto farmakopea ‘lekarzy homeopatów’. Śmieszne? Nie... To interes wszechczasów. Sprzedawać nic za pieniądze. Podkreślać, że to nic jest istotą leku. Informować klientów, że dostają nic. Nikt już nigdy nie wpadnie na pomysł wykorzystania nicości. Oto próg transcendencji”. A bardziej konkretnie opisuje stan faktyczny następująco: „Homeopatia sama w sobie nie jest ani lepsza ani gorsza od różnych szamańsko-magicznych działań bioenergoterapeutycznych wywołujących efekt placebo. Smuci tylko fakt, że zajmują się nią osoby posiadające dyplomy lekarza medycyny. […] Nie chcę pisać, że oszukują pacjentów. Po prostu starają się poprawić swoją sytuację materialną. Według mnie, wprowadzanie na rynek leków homeopatycznych nie różni się niczym od wprowadzania do obiegu fałszywych pieniędzy. O ile jednak fałszywe pieniądze nie czynią większej szkody […], to stosowanie leków homeopatycznych może prowadzić do zaniechania lub opóźnienia właściwego leczenia ze wszystkimi z tego wynikającymi skutkami”[40]. Antycypując wymiar moralny problematyki, powyższe tezy powrócą poniżej w innym językU, ale z podobną negatywną wymową.  

  1. 5.Moralne oblicze korzystania z “medycyny alternatywnej” (kontekst duchowy)

Zawsze należy postępować zgodnie z zasadą lekarską: primum non nocere — po pierwsze, nie szkodzić. Takie minimalne założenie etyczne leży u podstaw analizowania konkretnych form aktywności medycznej. Będzie ono punktem odniesienia w ocenie moralnej korzystania z metod „medycyny niekonwencjonalnej, poprzestanę jednak na interesującej nas płaszczyźnie duchowej.

Starając się ocenić zakres dobra świadczonego pacjentowi przez poszczególne terapie i środki medyczne, trzeba oprzeć się na danych empirycznych, aby m.in. wykluczyć działanie efektu placebo – pozytywnych skutków spowodowanych sugestią. W przypadku metod „medycyny alternatywnej” ich medyczna skuteczność obiektywna okazuje się trudna do dowiedzenia, nie uwzględniając nawet niepokojącego oddziaływania na sferę duchową czy psychiczną pacjenta. W przypadku wielu działań z tego kręgu ich skuteczność jest kwestionowana, a nawet wręcz obalana ze wskazaniem, że mamy w nich do czynienia ze spekulacją i manipulacją, a nie z terapią. Wobec pacjentów „medycyny alternatywnej” stosuje się nieraz zabieg perswazyjny – obecny zwłaszcza w New Age – polegający na sugerowaniu im, że są tak wyjątkowi i niepowtarzalni, iż żadne korzyści poznawcze dotyczące skuteczności terapii TM/CAM nie mogą być uzyskane z randomizowanych (kontrolowanych) prób losowych stosowanych przez medycynę klasyczną. Zwolennicy terapii alternatywnych twierdzą bowiem, że nie ma podstaw do podważania skuteczności ich leczenia u konkretnego (wyjątkowego) pacjenta, nawet gdyby randomizowana próba nie wykazała takiej skuteczności w przypadku stu innych chorych.

Jak bardzo poważne mogą być konsekwencje poddawania się działaniom uzdrowicieli w ramach „medycyny alternatywnej”, dochodzi w pełni do głosu, jeżeli do powyższej perspektywy bioetycznej dodamy wymiar psychiczno-duchowy[41], o którym wspominałem już wyżej. Prawdą jest, że do tej pory nie powstał żaden oficjalny dokument Kościoła, który by wyczerpująco przedstawił stanowisko Urzędu Nauczycielskiego Kościoła na temat „medycyny niekonwencjonalnej” i jej zagrożeń duchowych (czy potrzeby sięgania w tym kontekście po egzrozcyzmy). Z drugiej strony wystarczy przypomnieć jednoznaczny w swojej wymowie tekst Katechizmu Kościoła katolickiego (nr 2117) dotyczący tej kwestii, aby pozbyć się najmniejszej nawet wątpliwości. Wspomniany tekst cytuję w całości, gdyż jest on totalnym ujęciem istoty analizowanego zjawiska. Tekst brzmi następująco:

„Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim – NAWET W CELU ZAPEWNIENIA MU ZDROWIA [wyróżn. P.M.] – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. […] Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. UCIEKANIE SIĘ DO TAK ZWANYCH TRADYCYJNYCH PRAKTYK MEDYCZNYCH NIE USPRAWIEDLIWIA ANI WZYWANIA ZŁYCH MOCY, ANI WYKORZYSTYWANIA ŁATWOWIERNOŚCI DRUGIEGO CZŁOWIEKA [wyróżn. P.M.].

Jak widać, w niewielu słowach, ale wprost ostrzega się potencjalnych klientów „medycyny niekonwencjonalnej”, że wiąże się ona z wchodzeniem w sferę oddziaływania uosobionego zła w postaci demonów, złych duchów, czyli ostatecznie szatana. Kościół uczy przecież od zawsze, że zło jest istotną niszczycielską siłą, a nie tylko brakiem dobra. Nie trzeba chyba nikogo specjalnie przekonywać, że dobrowolna decyzja na taki krok jest poważnym złem moralnym i równoczesnym narażaniem siebie, własnego zdrowia (rozumianego integralnie) i otoczenia na szkodliwe działanie złych mocy. Ocena moralna takiej aktywności zarówno jako uzdrowiciel, jak i jako pacjent jest jednoznacznie negatywna. Tekst katechizmowy wpisuje takie działania jako kwalifikowane naruszenia I przykazania Dekalogu, a więc bałwochwalstwo, i jako takie uderzają one w samo sedno ludzkiej egzystencji. Trudno się więc dziwić, że ich konsekwencje są tak destruktywne w sferze zjawiskowej, nie mówić już o spustoszeniu duchowym i o szkodliwości na płaszczyźnie sumienia. Nic więc dziwnego, że im więcej wiedzy zdobywa się na temat praktyk medycyny alternatywnej, tym bardziej plasuje się je w kontekście szkodliwego oddziaływania duchowego, które może w konkretnych sytuacjach domagać się pomocy na drodze modlitwy o uzdrowienie czy – w skrajnych przypadkach – egzorcyzmów.

 



[1] W tekście wykorzystano obszerne fragmenty publikacji: P. Morciniec, Medycyna alternatywna – alternatywa dla medycyny, okultyzm czy wiara zdesperowanych? Ujęcie wartościujące, w: M. Worbs (red.), Wiara czy pseudowiara?, RW WTUO, Opole 2012, s. 107-130.

[2] Por. J. Łazowski, WHO a medycyna niekonwencjonalna, http://www.psychomed.­edu.­pl/tep/mk/­who.htm, 2.01.2012.

[3] Tamże.

[4] Zob. World Health Organization, Traditional Medicine (fact sheet No 134, revised May 2003), www.who.­int/­mediacentre/factsheets/2003/fs134/en/.

[5] Zob. Pkt: Increasing use and popularity.

[6] “In the United States, 158 million of the adult population use complementary medicines and […] US $ 17 billion was spent on traditional remedies in 2000; In the United Kingdom, annual expenditure on alternative medicine is US $ 230 million; The global market for herbal medicines currently stands at over US $ 60 billion annually and is growing steadily”. Tamże.

[7] Tekst zob. Alternative Medicine: Expanding Medical Horizons. A Report to the National Institutions of Health on Alternative Medical Systems and Practices in the United States (Chantilly Report), Pittsburgh 1992.

[8] Por. L J. Schneiderman, Alternative Medicine or Alternatives to Medicine? A Physician’s Perspective, “Cambridge Quarterly of Healthcare Ethics” 2000, nr 9, s. 84.

[9] Zob. L J. Schneiderman, art. cyt., s. 83-97.

[10] Zob. np. wykaz wykładowców jednej z Akademii Terapii Naturalnych, www.atn.edu.pl/?page=terapeuci­&­type­=Wykładowca. Charakterystyczne jest, że uzdrawiacze terapeuci prezentują się chętnie jako posiadacze rozmaitych tytułów naukowych lub jako absolwenci czy pracownicy instytucji, których nazwy brzmią naukowo.

[11] Por. L J. Schneiderman, art. cyt., s. 85-86.

[12] Powołując się na następujące raporty: K. Linde, N. Clausius, G. Ramirez et al., Are the clinical effects of homeopathy placebo effects? A meta-analysis of placebo-controlled trials, “The Lancet” 1997, Nr 350, s. 834–843; B.L. Beyerstein, S. Downie, Naturopathy, “Scientific Review of Alternative Medicine” 1998, Nr 2(1), s. 20–28; A.J. Vickers, Can acupuncture have specific effects on health? A systematic review of acupuncture antiemesis trials, “Journal of the Royal Society of Medicine” 1996 Nr89, s. 303-311; G. Reit, J. Kleiznen, P. Knipschild, Acupuncture and chronic pain: a criteria-based metaanalysis, “Journal of Clinical Epidemiology” 1990, Nr 43, s. 1191–1199.

[13] Zob. L. Rosa, R. Rosa, L. Sarner, A close look at therapeutic touch, “JAMA” 1998, Nr 279, s. 1005-1010.

[14] Zob. A. Shang, K. Huwiler-Müntener, L. Nartey et al., Are the clinical effects of homoeopathy placebo effects? Comparative study of placebo-controlled trials of homoeopathy and allopathy, “Lancet” 2005, Nr 366, s. 726-732.

[15] „…there was weak evidence for a specific effect of homoeopathic remedies, but strong evidence for specific effects of conventional interventions. This finding is compatible with the notion that the clinical effects of homoeopathy are placebo effects”. Tamże, s. 726.

[16] „Context effects can influence the effects of interventions, and the relationship between patient and carer might be an important pathway mediating such effects. Practitioners of homoeopathy can form powerful alliances with their patients, because patients and carers commonly share strong beliefs about the treatment’s effectiveness, and other cultural beliefs, which might be both empowering and restorative”. Tamże, s. 731.

[17] Por. J. Bonelii, art. cyt., s. 7.

[18] Szeroko rozwija tę tezę np.: C. Pilar, Religionsäquivalente in der Medizin am Beispiel der Homöopathie, „Imago Hominis“ 2006, Bd. 13, H. 3, s. 213-228 („. Zahlreiche alternative Therapien, deren spezifische Wirksamkeit höchst umstritten ist, wirken vor allem durch die Botschaften, die sie transportieren. Vielfach werden dabei Symbole und Elemente aufgegriffen, die traditionell im Kontext der Religionen zu finden sind“).

[19] Por. np. M. Suszczyńska, Homeopatia, „Miłujcie się” 2008, nr 2, s. 21-23.

[20] Podaję za: Bna., Homeopatia w krajach Unii Europejskiej, http://medycynatybetanska.wordpress.com/­aktual­nosci-dr-enji/­­homeopatia-w-krajach-unii-europejskiej/, 2.01.2012.

[21] J. Salij, Medycyna naturalna czy okultystyczna? „W Drodze” 2003, nr 11, s. 126.

[22] Absurdalność tego założenia dobrze ilustruje znany przykład: znany lek w przypadku objawów przeziębienia i grypy „Oscillococcinum” wytwarzany z wątroby i serca dzikiej kaczki posiada oznaczenie wskazujące na rozcieńczenie CH200. Matematyczne wyliczenie pokazuje, że szansa trafienia na jedną „aktywną terapeutycznie kaczą molekułę” wynosi 10400. (liczba to jedynka i czterysta zer). (I. Wojtysiak-Karwacka, „Alma Mater” 2002, s. 160-161). Oczywiste jest, że praktycznie nie ma szans, aby choć jedna cząsteczka oryginalnej substancji mogła pozostać po tak ekstremalnych rozcieńczeniach. Zob. A. Gregosiewicz, Homeopatia - kpiny z medycyny, www.psychomanipulacja.pl/art/homeopatia-kpiny-z-medycyny.htm, 30.01.2012.

[23] Hahnemann pisze: „Lekarz jest więc w stanie usunąć owe chorobowe zaburzenie jedynie poprzez oddziaływanie na ową niematerialną energię przy pomocy substancji obdarzonych mocami modyfikującymi, także niematerialnymi (dynamicznymi), a odbieranymi przez unerwioną wrażliwość obecną w organizmie. Tak oto dzięki ich dynamicznemu oddziaływaniu na energię witalną leki mogą przywrócić zdrowie, i rzeczywiście odnowić równowagę biologiczną chorego” (Organon sztuki leczenia, § 16).

[24] Cyt. za: Red., Pułapka homeopatii, „Miłujcie się” 2003, nr 5, s. 22-23.

[25] P.J. Śliwiński, Teologiczna lekcja anatomii medycyny naturalnej, „W Drodze” 2005, nr 4; podaję za: http://badz­wolny.eu­/index.php?option=com_content&task=view&id=241&Itemid=180.

[26] J. Bobryk, Pojęcie osoby ludzkiej a zagadnienie postępu i regresu w naukach humanistycznych, „Zagadnienia Naukoznawstwa” 2007, nr 1, s. 9.

[27] Por. Tamże, s. 9 i 16.

[28] Szczególnie nagłośniona została działalność abpa em. B. Pylaka i jego referat: B. Pylak, Medycyna konwencjonalna i alternatywna - konflikt czy współpraca, referat w czasie Kongresu „Bioterapia, naturoterapia, radiestezja, perspektywy rozwojowe” (26-27.04.2005), zob. http://www.kosciol.pl/article.php/20090522002603681, 2.01.2012.

[29] P.J. Śliwiński, art. cyt.

[30] Krańcowy jej wyraz: „Reiki w Polsce zaczęła propagować siostra zakonna i wspierający ją kapłan (…) Wielu dziś działających mistrzów reiki odwołuje się do niej jako swej mistrzyni i nauczycielki. Wielu chrześcijan angażuje się w praktykowanie reiki, choć oparte jest ono na wizji człowieka zupełnie odmiennej od chrześcijańskiej. Są przekonani, że skoro siostra zakonna inicjowała kurs, z pewnością jest to technika nie sprzeciwiająca się wierze”. Dodam, że osobiste spotkania z osobami, które wplątały się w kolejne stopnie wtajemniczenia reiki, potwierdzają wyjątkową szkodliwość tych praktyk dla integralności osoby. Sami rozmówcy nieraz używali określeń „opętanie”, „działanie złego ducha”, opisując swój stan po zerwaniu współpracy z reiki.

[31] Zob. G. Ferrari, Le medicine e terapie alternative o non convenzionali, „Religioni e sette nel mondo” 4(1998), nr 15, s. 85

[32] P.J. Śliwiński, art. cyt.

[33] Cyt. za: Red., Pułapka homeopatii, „Miłujcie się” 2003, nr 5, s. 23.

[35] Por. L J. Schneiderman, art. cyt., s. 94-95.

[37] A. Gregosiewicz, art. cyt.

[38] Rozwinięcie: J. Tyczkowski, Wiara czyni cuda, „Wiedza i Życie” 2000, nr 12; http://archiwum.wiz.pl/2000/­00­122800.asp.

[39] A. Gregosiewicz, art. cyt.

[40] Tamże.

[41] Przejmujące dane przytacza np. R. Tekieli, Słabość demona, „Gazeta Polska Codziennie” z 18.01.2012; http://gpcodziennie.pl/2630-slabosc-demona.html.