Wprowadzenie do dyskusji nt. Kościół w przestrzeni społecznej

Posiedzenie KNT PAN, Warszawa 3.10.2019

dr hab. Kazimierz F. Papciak SSCC, prof. PWT

 

Wstęp

Kościół katolicki przez stulecia jest kochany albo znienawidzony, ale wciąż stanowi kryterium odniesienia dla wielu w przestrzeni społecznej.  Jak to się stało, że chrześcijanie w Europie są w zdecydowanej większości, zaś preferowany przez nich system wartości jest w stanie nieustannego oblężenia i zagrożenia? Takie pytanie nurtuje zapewne wielu badaczy etosu Starego Kontynentu i naszej Ojczyzny. Stanowi także punkt wyjścia do naszej dyskusji nt. Kościoła w przestrzeni społecznej. Przyczyn jest wiele i związane są one tak ze światem zewnętrznym dla chrześcijan – „in foro externo”, z widocznymi przejawami chrystofobii, jak i z etosem wewnątrz wspólnot chrześcijańskich – „in foro interno”, ujawniającym słabość skuteczności obywatelskiej chrześcijan na skutek problemów z tożsamością. Obserwując rzeczywistość społeczną , dostrzegamy jaskrawe przejawy, których przyczyny mają charakter socjologiczny, psychologiczny i emocjonalny. Trzeba więc w owych przejawach zobaczyć głębszą płaszczyzną, która motywuje zachowania społeczne wobec Kościoła, jak i samego Kościoła jako instytucji oraz jako wspólnoty wiernych. Trudno bowiem walczyć z chorobami cywilizacyjnymi XXI wieku, nie rozumiejąc ich przyczyn.

In foro externo

Zacznijmy od związku, jaki zachodzi między chrześcijaństwem a judaizmem na gruncie europejskim. Dominantą jest tutaj doświadczenie Holocaustu w chrześcijańskiej Europie, motywowane tym, że ludobójstwo w tamtych mrocznych i tragicznych czasach było konsekwencją antysemityzmu chrześcijańskiego. Mimo że szeroki społeczny odbiór jest inny i historyczna prawda jest inna, to jednak w europejskich kręgach politycznych i intelektualnych zakorzeniła się świadomość, że krzyk dezaprobaty wobec Auschwitz i całej reszty musi zatem oznaczać „nie” dla wszystkich związków chrześcijaństwa z tolerancyjną Europą. Obiektywne spojrzenie na ten fakt zmusza jednak do postawienia pytania o związek historii z teraźniejszością i pomijanego przy tym, prowokacyjnego czasem, przepojonego resentymentami zachowania judaizmu.

Pozostając na płaszczyźnie religijnej należy zauważyć kolejny aspekt chrystofobii. Istota problemu tkwi w tym, że trudno dzieło ostatnich Papieży dopasować do myślenia schyłku nowożytności czy też postmodernizmu. Obiektywni obserwatorzy, mówiąc o przemianach w Europie po 1989 roku, prawie zawsze nawiązują do osoby Jana Pawła II. Jednak kamieniem niezgody – jak się wydaje -  jest jego nauczanie moralne, jego wizja etyki skrojonej na miarę człowieka i społeczeństw, które tworzy: zdecydowany sprzeciw wobec aborcji i promowanie szacunku wobec ludzkiego życia, dialog z innymi religiami w walce do lepszego człowieka, jasne stanowisko wobec homoseksualizmu, sprzeciwi wobec eutanazji, żeby tylko wymienić wyrywkowo niektóre. Twierdzenia Jana Pawła II, które nie pozostawiają szarej płaszczyzny między cywilizacją życia a cywilizacją śmierci, dla zwolenników sekularyzmu i „poprawnych polityków” jest nie do przyjęcia. Kreuje się więc wizję, że doktryna etyczna Kościoła jest czymś przestarzałym, nienowoczesnym i nie można od niej oczekiwać niczego poważnego w kwestii pomocy dla demokratycznej przyszłości Europy.

Kolejnym aspektem europejskiej chrystofobii jest nakładanie na siebie – całkiem słusznie - pojęcia kultury zachodniej i chrześcijaństwa. Reprezentantami tego poglądu są Europejczycy, którzy ukształtowali swój światopogląd na opozycji przeciw klasycznemu Zachodowi z jego całym systemem wartości oraz przeciw nadużyciom wszystkich „izmów”: kapitalizmu, komunizmu, imperializmu. Przedstawiciele tego nurtu, obecni w mediach, polityce i kulturze, identyfikują chrześcijaństwo z tą częścią świata, z którą walczyli w czasach młodzieńczego buntu. Taka wrogość jest ciągle żywa i widoczna, chociaż obiektywnie rzecz biorąc całkowicie nieuzasadniona. Trudno bowiem połączyć drapieżny kapitalizm z duchem Ewangelii czy imperializm z humanizmem chrześcijańskim. W efekcie jest to pusty aksjologicznie „bunt dla buntu” bez głębszego uzasadnienia, a tym bardziej powiązania na płaszczyźnie społecznej logosu i etosu. Wychowankowie tej epoki buntu mają również swoich następców, którzy o ile nie objawiają jawnej wrogości, to przynajmniej są zakłopotani obecnością chrześcijaństwa w ich wizji świata, co skutecznie zniechęca ich do konstruktywnego zaangażowania na rzecz budowania etosu Starego Kontynentu według projektu powrotu do korzeni kulturowych, preferowanego przez opcję chrześcijańską.

Niechęć do chrześcijaństwa ma również swoje powiązanie z upadkiem komunizmu i Imperium Sowieckiego. Są to przyczyny natury ideologicznej i psychologicznej. Istota problemu wiąże się z upadkiem wizji „komunistycznego raju”, co dla pewnych grup pokoleniowych, nadal aktywnych w kreowaniu przestrzeni społecznej, było ogromnym rozczarowaniem, wręcz osobistą klęską. Przyjmowana komunistyczna aksjologia i ideologia nagle przestała istnieć, ukazując ogrom psychicznych zniszczeń. Dla tej grupy obywateli Europy, chrześcijaństwo jawi się jednak nadal jako wróg światopoglądowy, chociaż przyjmuje oficjalnie stanowisko światopoglądowej neutralności, przy jednoczesnym braku aksjologicznej determinacji. Argumentem wzmacniającym opozycję wobec chrześcijaństwa jest resentyment wobec faktu, że do upadku komunizmu i demokratycznej przebudowy przyczyniła się właśnie chrześcijańska wizja społeczeństwa, oparta na wartościach, które okazały swoją zapalającą i zwycięską moc.

Następny przejaw wieloaspektowej chrystofobii ma podłoże czysto polityczne i wiąże się z resentymentem wobec partii chrześcijańsko-demokratycznych, które w powojennej Europie odegrały zasadniczą i niepodważalną rolę w konstruowaniu tego projektu, jakim jest obecna Unia Europejska. Zbiegło się to także z jasną opcją chrześcijańsko-demokratycznej opozycji wobec komunizmu. W efekcie - dla wielu - Kościół i chrześcijanie są jedynie swego rodzaju siłą polityczną, która za pośrednictwem ewangelicznego słownictwa dąży do zdobycia władzy. W opozycji antyreligijnej mamy często do czynienia ze swego rodzaju gniewem, który rodzi się właśnie z przekonania, że instytucje kościelne i sami wierzący są kryptopolitykami. Takie stanowisko reprezentuje także grupa resentymentalistów postkomunistycznych i tworzone przez nich partie polityczne. Ta opcja światopoglądowa i polityczna rozmyślnie chce zapominać o chrześcijańsko-demokratycznej  inspiracji projektu zjednoczonej Europy. Wszelkie zaś próby chrześcijańskiego zaangażowania traktuje jako nieuprawnione połączenie polityki z wiarą, która powinna wycofać się na pozycje indywidualnej prywatności. Motywacja zaś w sferze publicznej idzie w kierunku wymuszania tak zwanej neutralności wobec wyznawców innych religii albo niewierzących. Faktycznie jednak jest inaczej, chodzi o zastąpienie chrześcijańskiej wizji świata inną wizją, zbudowaną na skrzętnie ukrywanych założeniach ideologicznych. Jeśli nie można tego osiągnąć w otwartej walce, to można poprzez świadome i celowe pomijanie wszystkiego co chrześcijańskie, we wszystkim, co stanowi Europę. Stąd też europejska tendencja do określania każdej sprawy w terminach lewicowych lub prawicowych – a co za tym idzie, utożsamiania chrześcijaństwa z prawicą, która w oczach lewicy jest partią ksenofobii, rasizmu, nietolerancji, dewocji, fanatyzmu, ciemnoty, nacjonalizmu i tego wszystkiego, co nie może mieć miejsca w Europie. Obrona apolityczności humanizmu chrześcijańskiego w konfrontacji z powyższymi twierdzeniami jest z założenia ideologicznego skazana na niepowodzenie. Argumentem wzmacniającym jest istnienie takich partii politycznych, które powołują się w swoich programach na chrześcijańską naukę społeczną, natomiast w praktyce dalekie są od jej stosowania w przestrzeni publicznej.

Pozostaje jeszcze jeden wątek diagnozy chrystofobii, a mianowicie zniekształcone nauczanie, zwłaszcza historii Europy. Olbrzymia grupa współczesnych Europejczyków została wyedukowana według podręczników o zabarwieniach ideologicznych, i to nie tylko w Europie Środkowej i Wschodniej. Przekłamanie faktów, gloryfikacja poprawnych ideologicznie zdarzeń z dziejów Europy, przy jednoczesnym przemilczaniu niewygodnych faktów historycznych, zaowocowało ostatecznie utrwaleniem obrazu Europy w krzywym zwierciadle. Także ta przeszłość staje się elementem chrystofobii. Przyjęto rodzaj społeczno-kulturowej przesłanki zakotwiczonej w dziedzictwie Rewolucji Francuskiej. W świadomości zbiorowej skutkuje to przeświadczeniem, że wszelki postęp społeczny, naukowy i gospodarczy dokonał się dzięki dziedzictwu tej rewolucji i był możliwy dzięki opozycji wobec chrześcijaństwa i Kościoła. Tworzone przez taki światopogląd ideologie są skrzętnie kamuflowane ale ich oddziaływanie jest widoczne.

Fenomenologia chrystofobii wkomponowana jest w nurt światopoglądowy, który można określić jako fundamentalizm laicki. Można powiedzieć, że w chrystofobii połączonej z fundamentalizmem laickim objawia się jakiś „anty-logos”, który zmierza do etosu opartego o zdeformowaną albo wybiórczą aksjologię. Pozostaje jednak pytanie, z jakich pozycji ideologicznych formułowane są takie postulaty. Wszystko wskazuje na to, że w imię fundamentalizmu laickiego dąży się do rozmycia we mgle poprawności politycznej tych wartości, na których została zbudowana kultura europejska. Joseph Ratzinger stwierdza, że liczne kręgi laickie są gotowe do dialogu z Kościołem, jednak laicyzm radykalny daleki jest od postawy dialogu [1].

In foro interno

„Społeczeństwu, które zapomina o swej przeszłości, grozi, że nie będzie umiało radzić sobie z teraźniejszością, oraz - co gorsza – że stanie się ofiarą własnej przyszłości” – stwierdza Jan Paweł II [2]. Rozmywanie własnej tożsamości przez chrześcijan na płaszczyźnie publicznej działalności, prowadzi do osłabienia dynamiki humanizmu chrześcijańskiego.

Socjologiczna fenomenologia chrystofobii ukazuje owe „zewnętrzne mury”, przez które z trudnością przebija się chrześcijańska wizja realizacji projektu zjednoczonej Europy. Zostało jednak powiedziane, że istnieją także „wewnętrzne mury” wśród samych chrześcijan, które utrudniają chrześcijańskiej wizji Europy zajęcie adekwatnego miejsca w dyskusji publicznej. Johann B. Metz nazwał to „zjawiskiem ukrycia się ducha chrześcijańskiego w samym chrześcijaństwie”[3]. Natomiast Jan Paweł II w adhortacji o Kościele w Europie mówi o niepokojących przejawach zeświecczenia, utraty pierwotnej wiary, kompromisu z logiką tego świata[4]. Warto zwrócić uwagę na najważniejsze słabości i trudności z punktu widzenia katolickiej nauki społecznej, z całym rygorem metodologicznym pomijając immanentne sfery wiary, a koncentrując się na aspektach społecznych.

Analizy europejskiej chrystofobii, wkomponowanej w fundamentalizm laicki, nie pozostają bez wpływu na chrześcijańską tożsamość i stanowisko chrześcijan w tworzeniu europejskiego projektu XXI wieku. Adhortacja o Europie wskazuje na kilka istotnych czynników osłabiających chrześcijaństwo od wewnątrz, co przekłada się na osłabione oddziaływanie w sferze publicznej, na słabszą słyszalność chrześcijańskiego głosu w publicznych debatach na temat tożsamości Europy, kryzysu kultury czy przyszłości etosu Starego Kontynentu. Katalog zarzutów rozpoczyna Papież od utraty pamięci i dziedzictwa chrześcijańskiego, czyli na oderwanie chrześcijan od korzeni kulturowych. W połączeniu z praktycznym agnostycyzmem i obojętnością religijną powoduje u Europejczyków wrażenie, że żyją w jakiejś aksjologicznej pustce, bez duchowego zaplecza, niczym spadkobiercy, którzy roztrwonili dziedzictwo pozostawione im przez historię. Efektem takiego społecznego „defektu” chrześcijan są próby konstruowania Europy z pominięciem dziedzictwa religijnego, ze szczególnym akcentem na prawodawstwo unijne, któremu obce są źródła humanizmu chrześcijańskiego. Taka postawa społeczna niejako „ustępuje pola” laickiej wizji Europy, gdyż nie jest w stanie ukazać komplementarnej tożsamości chrześcijańskiej, bez której jakikolwiek dialog staje się dialogiem pozornym.

Wraz z utratą pamięci o własnym dziedzictwie chrześcijańskim, rodzi się obawa przed przyszłością, która jawi się jako bezbarwna i niepewna. Jest to swego rodzaju lęk przed przyszłością, której bardziej się europejski chrześcijanin obawia, niż jej pragnie. Jednak w optyce prowadzonych analiz trzeba zauważyć, że taka fragmentaryzacja egzystencji powoduje rozmywanie się chrześcijańskiego etosu, który w efekcie traci na wyrazistości wobec niewierzącej części obywateli Starego Kontynentu. Jest więc pewnego rodzaju murem dla logotwórczego działania chrześcijaństwa.

Kolejną bolączką wspólnot chrześcijańskich jest postępujące zeświecczenie. Skutkiem może być sytuacja, w której „cenne symbole chrześcijańskiej obecności” w Europie staną się jedynie „pamiątkami przeszłości”. Istotę problemu stanowi brak powiązania chrześcijańskiej tożsamości z codziennym doświadczeniem społecznym i kulturowym. Idzie za tym łatwość ulegania demagogicznym i populistycznym wizjom, kreowanym przez część polityków i niektóre środki społecznego przekazu.

Niejako naturalną konsekwencją zeświecczenia jest jeszcze jeden aspekt, który zamazuje klarowność świadectwa chrześcijańskich korzeni i imperatywów dla jednoczącej się Europy. A mianowicie religia i jej etyczne imperatywy traktowane są wybiórczo przez samych chrześcijan i to często w imię źle rozumianego humanizmu chrześcijańskiego. Minimalizm etyczny, który towarzyszy temu zjawisku, nie jest w stanie kształtować odpowiednich postaw i zachowań, a tym samym skutecznie wpływać na zachodzące zmiany w sferze politycznej, społecznej i kulturalnej. Krytyka dotyka także zaangażowania społecznego wiernych, duchowieństwa i hierarchii kościelnej w sferze publicznej. Efektem takiej postawy chrześcijańskiej jest brak zaangażowania w szeroko rozumianą politykę, jako roztropną troskę o dobro wspólne. Bez wątpienia taka słabość chrześcijaństwa europejskiego jest wypadkową tradycyjnej i nie pogłębianej wiary z zalewem fundamentalizmu laickiego i presji wywieranej przez europejską chrystofobię. Realizuje się to według zasady, która streszcza krótko powyższy problem: „skoro nie potrafię żyć tak, jak wierzę, będę wierzyć tak, jak żyję” 

Jest jeszcze jeden aspekt wewnętrznej słabości chrześcijaństwa, który polega na braku identyfikacji z instytucją, jaką jest Kościół lub Kościoły. Streszcza się to w stwierdzeniu: „wiara - tak, Kościół - nie”. Z jednej strony te instytucje same dostarczyły pretekstu do takiego twierdzenia, przemilczając problematyczne kwestie społeczne, z drugiej strony jest usprawiedliwieniem na uwolnienie się z zobowiązań, płynących z przynależności do konkretnego Kościoła. Takie wewnętrzne pęknięcie w chrześcijaństwie potęguje, urządzane od czasu do czasu przez media, swego rodzaju „polowanie na czarownice” skierowane przeciw Kościołowi katolickiemu i jego instytucjom. Dostarcza to negatywnej motywacji tym chrześcijanom, którzy jej szukają jako usprawiedliwienia dla niechrześcijańskich postaw społecznych. Wprowadzona identyfikacja wiary chrześcijańskiej i instytucji kościelnych sprawia, że tacy chrześcijanie „wstydliwie” preferują opcję nie deklarowania swojej przynależności do jakiejkolwiek wspólnoty chrześcijańskiej, czy wręcz schizofrenicznych zachowań popierania (np. w wyborach) zdeklarowanych wrogów chrześcijaństwa i obecności Kościoła w życiu publicznym.

 Zakończenie

 Nota doktrynalna Kongregacji Nauki Wiary, dotycząca udziału i postawy katolików w życiu politycznym, mówi jasno, że świeccy nie mogą rezygnować z udziału w polityce, czyli w różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra [5]. „Ani oskarżenia o karierowiczostwo, o kult władzy, o egoizm i korupcję, które nierzadko są kierowane pod adresem ludzi wchodzących w skład rządu, parlamentu, klasy panującej czy partii politycznej, ani dość rozpowszechniony pogląd, że polityka musi być terenem moralnego zagrożenia, bynajmniej nie usprawiedliwiają sceptycyzmu i nieobecności chrześcijan w sprawach publicznych” – mówi z naciskiem Jan Paweł II w adhortacji kierowanej do świeckich chrześcijan[6]. Prawda i dobro, wbrew obiegowej opinii, nie obronią się same. O prawdę i dobro w przestrzeni społecznej trzeba mądrze i stanowczo walczyć.

 

 

 

 

[1] Por. J. Ratzinger, Europejski laicyzm w natarciu, Przemówienie dla salezjańskich przełożonych prowincjalnych, Rzym, 2 XII 2004, w: http:// e-kai.pl, 4 XII 2004.

[2] Jan Paweł II, Udział chrześcijan w życiu politycznym Europy, Spotkanie Papieża z uczestnikami seminarium zorganizowanego przez Fundację Roberta Schumana, 7.11.2004, nr 2, „L’Osservatore Romano” (e. polska), nr 3(2004) s. 21.

[3] J. B. Metz, Chrześcijaństwo i klimat duchowy Europy, w: Europa jutra. Europejski rynek wewnętrzny jako zadanie kulturalne i gospodarcze, red. P. Koslowski, Lublin 1994, s. 279.

[4] Jan Paweł II, Adh. Ecclesia in Europa, (Watykan 2003), nr 23, Wrocław 2003.

[5] Por. Kongregacja Nauki Wiary, Nota doktrynalna o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym, nr (0)1, „L’Osservatore Romano” (edycja polska), nr 2(2003).

[6] Jan Paweł II, Adh. Christifedeles laici, (Watykan 1988), nr 42, w: Nauczanie Kościoła Katolickiego, Kraków 2003, (CD).